Dbamy o Twoją prywatność
Dzięki plikom cookies i technologiom pokrewnym oraz przetwarzaniu Twoich danych, możemy zapewnić, że dopasujemy do Ciebie wyświetlane treści.Wyrażając zgodę na przechowywanie informacji na urządzeniu końcowym lub dostęp do nich i przetwarzanie danych (w tym w obszarze profilowania, analiz rynkowych i statystycznych) sprawiasz, że łatwiej będzie odnaleźć Ci w Allegro dokładnie to, czego szukasz i potrzebujesz.Administratorem Twoich danych będzie Allegro oraz niektórzy partnerzy, z którymi współpracujemy.
Ułatwienia korzystania z naszych stron, prezentowania spersonalizowanych treści i reklam oraz ich pomiaru, tworzenia statystyk, poprawy funkcjonalności strony.Zgodę wyrażasz dobrowolnie. Możesz ją w każdym momencie wycofać lub ponowić w zakładce Ustawienia plików cookies na stronie głównej. Wycofanie zgody nie wpływa na legalność uprzedniego przetwarzania.
polityka plików cookiespolityka ochrony prywatnościGry grudnia 2018 – czas mniejszych tytułów
Nadchodzi grudzień i wszyscy najpoważniejsi kandydaci do tytułu gry roku mieli już swoje premiery. Nie oznacza to jednak, że w najbliższym miesiącu Wasze konsole i komputery muszą próżnować. Choć to już końcówka sezonu wydawniczego, wciąż spodziewamy się kilku obiecujących tytułów.
Czas czytania: 7 min
Przed upływem 2018 roku na rynku pojawi się m.in. czwarta odsłona pewnej wybuchowej serii, kolorowa bijatyka z plejadą znanych bohaterów, taktyczna strzelanka dla miłośników zabawy w sieci oraz polski pastisz kultowego Diablo.
Mutant Year Zero: Road to Eden
- data premiery: 4 grudnia
- w skrócie: turowa strategia na wzór serii XCOM, kładąca większy nacisk na działanie w ukryciu, której głównymi bohaterami są wygadane i charakterne zwierzęta
Jeśli sieciowy Fallout 76 Was rozczarował, co powiecie na inną produkcję, osadzoną w zdewastowanym wojną nuklearną i zamieszkałym przez dziwaczne mutanty świecie? Tutaj co prawda podobieństwa między legendarną postapokaliptyczną serią a Mutant Year Zero: Road to Eden się kończą, ale to nie powód, by nie dać szansy dziełu studia The Bearded Ladies. Chociażby ze względu na zdecydowanie mniej poważną wizję atomowej apokalipsy, w której władzę na Ziemi po wybitej niemal do nogi ludzkości przejęły przekształcone przez promieniowanie zwierzęta.
Poza niecodziennym światem do Mutant Year Zero: Road to Eden przyciągnąć może rozgrywka. Porządne turowe strategie nie wychodzą ostatnimi czasy zbyt często, a ta w dodatku ma trochę z gry RPG i skradanki. Każda z postaci, które kontrolujemy (wśród nich m.in. antropomorficzny dzik, lis i kaczka), posiada zestaw specjalnych umiejętności, przydatnych zarówno w walce, jak i podczas działania w ukryciu. Oprócz tego będziemy mogli rozwijać poszczególnych bohaterów poprzez odblokowywanie mutacji oraz uzupełniać i sprzedawać zapasy w bazie wypadowej. A wszystko to po to, by w końcu dotrzeć do Edenu – miejsca, gdzie podobno ukryli się dawni mieszkańcy Ziemi.
Just Cause 4
- data premiery: 4 grudnia
- w skrócie: wybuchowy symulator niszczenia wszystkiego, co stanie nam na drodze, z obalaniem zbrodniczych dyktatur w roli pretekstu do radosnego szerzenia chaosu
Od 2006 roku, kiedy to Rico Rodriguez po raz pierwszy zawitał na wyspę San Espirito, by obalić tamtejszą dyktaturę, seria Just Cause przeszła drogę z przyjemnej ciekawostki do wysokobudżetowego sandboksa, oczekiwanego przez wszystkich miłośników wybuchowej rozrywki. W czwartej części agent Rodriguez trafi do Ameryki Południowej, by raz na zawsze rozprawić się z Black Hand – potężną paramilitarną organizacją, która przejęła władzę w fikcyjnym państewku Solis.
Ale fabuła, jak to już w tym cyklu bywa, ma być tylko tłem dla zabawy, polegającej na szerzeniu chaosu, gdziekolwiek się pojawimy. Deweloperzy zaoferują gigantyczną mapę – tysiąc dwadzieścia cztery kilometry kwadratowe – z bardzo zróżnicowanym klimatem. Pojawią się dżungle, wysokie góry, pustynie oraz oczywiście miasta. W Just Cause 4 sporą rolę odegra również gwałtownie zmieniająca się pogoda oraz prawdziwie ekstremalne warunki atmosferyczne. Niszczycielską moc zjawisk takich, jak tornada, burze piaskowe czy śnieżyce będziemy mogli jednak wykorzystać także przeciwko naszym przeciwnikom – na przykład nakierowując trąbę powietrzną na bazę nieprzyjaciół lub ściągając wrogi pościg w sam środek tropikalnej nawałnicy.
Super Smash Bros. Ultimate
- data premiery: 7 grudnia
- w skrócie: bijatyka, w której gracze wcielają się w kultowe postacie z gier i bezlitośnie okładają pięściami, a wszystko i tak wygląda kolorowo i uroczo
Aby zainteresować kogoś Super Smash Bros. Ultimate, wystarczy wymienić niektóre z postaci, jakie się w tej grze pojawią. Wśród ponad siedemdziesięciu zawodników znajdziemy całą galerię sław interaktywnej rozrywki – Mario, Pikachu, Linka, Solid Snake’a z serii Metal Gear Solid czy Clouda z Final Fantasy VII. Do tego dochodzą Echo Fighters, czyli alternatywne wersje bohaterów, różniące się nieco wyglądem oraz animacjami. Rozmachu Nintendo odmówić nie sposób.
Na największej w historii cyklu liczbie grywalnych postaci zmiany się jednak nie kończą. Deweloperzy wprowadzili do zabawy całkowicie nowy tryb, World of Light, będący eksperymentalną kampanią dla jednego gracza – z otwartym światem, łamigłówkami, rozwojem bohatera oraz walkami ze specjalnymi bossami. Będzie to jednak zapewne tylko przystawka przed daniem głównym – dynamicznymi potyczkami, w których udział weźmie maksymalnie osiem osób. Zmagania te także zostały odświeżone: zmieniono wygląd aren, dodano parę poziomów, wprowadzono nowe ataki oraz asysty. Trudno więc sobie wyobrazić, że Super Smash Bros. Ultimate nie odniesie gigantycznego sukcesu – gra bije rekordy popularności już w przedsprzedaży.
Insurgency: Sandstorm
- data premiery: 12 grudnia
- w skrócie: taktyczna sieciowa strzelanka w bliskowschodnich klimatach, w której współpraca całej drużyny stawiana jest ponad indywidualne popisy
Produkcja studia New World Interactive nie miała zbyt dobrej przedpremierowej passy – najpierw usunięto z niej hucznie zapowiadaną kampanię fabularną, następnie gra zaliczyła trzymiesięczny poślizg na zaledwie parę dni przed debiutem. Ale dobre tytuły często powstawały w bólach, trzymamy więc kciuki za to, by Insurgency: Sandstorm okazało się co najmniej solidną pierwszoosobową strzelanką. Szanse na to są całkiem spore – poprzednia część cieszyła się uznaniem wśród graczy, a kontynuacja nie zamierza wprowadzać rewolucyjnych zmian. Ponownie trafimy więc na front fikcyjnego konfliktu na Bliskim Wschodzie i weźmiemy udział w sieciowych potyczkach dla maksymalnie 32 osób.
Kluczem do zwycięstwa będzie tu nie tylko dobry refleks i celne oko, ale też współpraca z kolegami z zespołu, umiejętne używanie arsenału gadżetów oraz wsparcia, a nawet wykorzystywanie otoczenia przeciwko wrogom. W grze, oprócz kilku trybów nastawionych na rywalizację między graczami, znajdzie się także rozbudowany moduł kooperacyjny dla maksymalnie ośmiu osób. Warto też zaznaczyć, że deweloperzy zapowiedzieli, iż wszelką dodatkową zawartość popremierową otrzymamy za darmo – płatne będą tylko przedmioty kosmetyczne.
Book of Demons
- data premiery: 13 grudnia
- w skrócie: pastisz Diablo, w którym ponure podziemia zrobione są z papieru, elementy ekwipunku to karty, a Pan Terroru nie rozstaje się ze swoją gumową kaczuszką
Życie miłośników marki Diablo nie jest ostatnimi czasy usłane różami. Na szczęście, podczas gdy Blizzard ociąga się z zapowiedzią pełnoprawnej części czwartej, niewielki zespół deweloperów z Warszawy nie próżnuje i tworzy własną grą stanowiącą hołd dla wydanego w 1996 roku dziadka hack’n’slashy. Book of Demons to swego rodzaju pastisz Diablo – niby mamy te same mroczne lochy i potwornych przeciwników, ale wszystko podane jest w humorystycznej otoczce oraz charakterystycznej oprawie graficznej, której niemal każdy element wystylizowany został na papierową wycinankę. Gra od 2016 roku dostępna jest w programie Early Access i jak dotąd zbiera wyśmienite recenzje.
Dzieło stołecznego studia Thing Trunk okazuje się prostsze niż oryginalne Diablo, bardziej wyrozumiałe dla ewentualnych błędów gracza i nie kładzie aż tak mocnego nacisku na maniakalne zbieractwo kolejnych elementów ekwipunku. Zamiast tego podczas zabawy schodzimy do podziemi mrocznej katedry, docierając aż do samego piekła – a przy okazji zbierając specjalne karty, dające dostęp do dodatkowych efektów pasywnych, mikstur czy potężnych ataków, pokonując bossów i rozwijając naszą postać. Nie jest to może tak przełomowa produkcja jak klasyka Blizzarda – ale to wciąż diablo przyjemna rozrywka.