Dbamy o Twoją prywatność
Dzięki plikom cookies i technologiom pokrewnym oraz przetwarzaniu Twoich danych, możemy zapewnić, że dopasujemy do Ciebie wyświetlane treści.Wyrażając zgodę na przechowywanie informacji na urządzeniu końcowym lub dostęp do nich i przetwarzanie danych (w tym w obszarze profilowania, analiz rynkowych i statystycznych) sprawiasz, że łatwiej będzie odnaleźć Ci w Allegro dokładnie to, czego szukasz i potrzebujesz.Administratorem Twoich danych będzie Allegro oraz niektórzy partnerzy, z którymi współpracujemy.
Ułatwienia korzystania z naszych stron, prezentowania spersonalizowanych treści i reklam oraz ich pomiaru, tworzenia statystyk, poprawy funkcjonalności strony.Zgodę wyrażasz dobrowolnie. Możesz ją w każdym momencie wycofać lub ponowić w zakładce Ustawienia plików cookies na stronie głównej. Wycofanie zgody nie wpływa na legalność uprzedniego przetwarzania.
polityka plików cookiespolityka ochrony prywatnościMotoryzacyjne zabawki rodem z PRL
Lalki Barbie, klocki Lego, samochodziki na resorach, figurki superbohaterów czy postaci kreskówek można dziś kupić prawie w każdym polskim sklepie. Nie zawsze tak jednak było. Maluchy, którym przyszło żyć w czasach PRL-u, mogły tylko pomarzyć o zabawkach produkowanych za żelazną kurtyną. Na naszych podwórkach rządziły samochodziki siermiężne.
Czas czytania: 5 min
Ponad ćwierć wieku temu dzieci śniły o zabawkach, które wyglądałyby jak ich odpowiedniki w świecie dorosłych. Nie straszyłyby brzydotą i kiepską jakością wykonania. Mogłyby np. tak jak prawdziwe auta jeździć bez skrzypienia czy odpadania kół, szybko pokonywać zakręty i driftować na piasku. Słowem, by berbeć mógł posmakować zabawy w dorosłego kierowcę.
Marzenia czarno-białego dzieciństwa
Brzdącom brakowało resoraków – miniaturowych samochodzików dostępnych w każdym francuskim, włoskim czy zachodnioniemieckim sklepie z zabawkami. Wykonane np. przez firmę Matchbox były metalowe i miały resorowaną co najmniej jedną oś. Plastikowe kółka doskonale toczyły się po każdej niemal nawierzchni, czy to był blat stołu, czy pokryta trawą i kamieniami osiedlowa górka. W Polsce właściwie były niedostępne, choć znalazło się kilka źródeł ich pozyskiwania. Osoby, które dysponowały markami zachodnioniemieckimi albo dolarami, mogły nabyć je w peweksach. Szczęśliwcy posiadający rodziny na Zachodzie, a jednocześnie mający możliwość wyjazdów za granicę mogli przywieźć takie autka zza żelaznej kurtyny. Namiastki resoraków przychodziły do Polski w tzw. paczkach ze Związku Radzieckiego, ale były one brzydkie i w porównaniu z zachodnimi wyjątkowo toporne. Kiedy jednak i to źródło zawodziło, pozostawało liczyć na krajowe zabawki motoryzacyjne.
Sterowanie na kabel
Do najbardziej zaawansowanych technologicznie zabawek motoryzacyjnych należały w czasach PRL-u auta napędzane na silniczki i/lub sterowane pilotem. Nie można było sterować nimi zdalne – odbywało się to za pomocą kabla łączącego je z pilotem, na którym często umieszczano niewielką kierownicę. Bawiono się nimi zarówno w domach, jak i na podwórkach. Do popularnych modeli należały małe i duże fiaty, a także polonezy. Były też poruszane w ten sposób autobusy, wywrotki, a nawet traktory. Zdarzały się także sterowane auta zagraniczne. Po upadku systemu wyrzucane na śmieci dziś wracają do łask. Co więcej, kosztują nawet kilkaset złotych.
Sprzęt lekki i ciężki
Z polskich państwowych i uspołecznionych fabryk, a także z rzemieślniczych zakładów pracy pochodziły różnego rodzaju pojazdy, od samochodów osobowych, przez sprzęt ciężki: ciężarówki, cysterny, wywrotki, dźwigi, koparki, a nawet… traktory. Wiele tych zabawek przypominało wyroby polskiego przemysłu motoryzacyjnego. Chodziło o przyzwyczajanie dzieci do polskiej motoryzacji. Inne zabawki często nie przypominały jakiegokolwiek istniejącego auta, były wytworem wyobraźni producentów. Niektóre mogły jeździć (część z nich nawet samodzielnie dzięki nakręceniu ich specjalnym kluczykiem). Rola innych polegała na staniu na półce, ozdabianiu wnętrza i magazynowaniu kurzu. Kolejne miały służyć najmłodszym do zabawy w piaskownicy. Były wykonane z plastiku, drewna, blachy, często giętej, tłoczonej i prymitywnie łączonej. Dziś mają wspólną cechę – są drogie, a niekiedy bardzo drogie. W zależności od stanu kosztują od kilkudziesięciu do kilkuset złotych.
Zrób to sam
W czasach PRL-u popularnością cieszył się program telewizyjny Zrób to sam. Jego prowadzący – Adam Słodowy – wyczarowywał w nim z odpadków, śmieci i drobiazgów prawdziwe zabawkowe dzieła sztuki. Emitowano także programy o budowie różnych pojazdów, np. dźwigu. Każdy szanujący się młodociany konstruktor mógł (przy pewnej dozie samozaparcia) zbudować motoryzacyjną zabawkę. O plastikowe modele aut było wtedy trudno, ale można było skleić kartonowy model z czasopisma „Mały Modelarz”. W ciągu kilkudziesięciu lat czasopismo to udostępniło np. modele Fiata 125p (wydanego wraz z autem Volvo) Fiata 126p, Poloneza, P70 Zwickau (poprzednika doskonale znanego fanom motoryzacji trabanta), GAZ-a 21 Wołgę, dostawcze auto Żuk, czechosłowackie luksusowe jak na tamte czasy auto Tatra czy amerykańską „puszeczkę” – Oldsmobile. Do interesujących modeli należał „Rolls-Royce, którym jeździł Lenin”. Wydano też Stara 25 i 66 oraz doskonale przygotowanego Jelcza.
Wiatr we włosach
Do największych motoryzacyjnych zabawek należały auta na pedały. Często pochodziły one z radzieckich fabryk. Ich stylizacja była różna. Niektóre przypominały istniejące samochody, np. moskwicza lub ładę, inne były wytworem wyobraźni specjalistów od wzornictwa przemysłowego. Miały około metra długości, napęd nożny, który najczęściej jednak był „przenoszony” nie za pomocą łańcucha, a bezpośrednio na koła za pomocą sprytnie zamontowanych prętów. Do kierowania służyła kierownica połączona z zestawem drążków skrętnych. Niektóre modele wyposażono w przednie szyby, w innych kierujący mógł cieszyć się wiatrem we włosach.
Motoryzacyjnych zabawek rodem z PRL-u jest na Allegro sporo, choć wciąż stanowią dla kolekcjonerów ogromną gratkę. Ich ceny szybują, warto więc już dziś wybrać się na zakupy.